Blaski i cienie cyfrowego świata

 

Pandemia koronawirusa zepchnęła nas z dotychczasowych, utartych ścieżek. Aż takiego rozchwiania codziennych zwyczajów, sposobów pracy i rytmu gospodarki nie było wręcz od II wojny światowej. Świat zaczął się gwałtownie zmieniać. Jedni dostrzegają w tym nadzieję na przyspieszenie rozwiązań tych problemów, które były już dobrze widoczne wcześniej, jak widmo zagłady klimatycznej czy rosnące nierówności ekonomiczne. Pesymiści sądzą, że zmiany wywołane Covid-19 są przejściowe, a wraz z opanowaniem zagrożenia nasze życie i cywilizacyjne problemy wrócą w stare koleiny. Jedni widzą szansę dla ludzkości w coraz bardziej zaawansowanych technologiach cyfrowych, w tym sztucznej inteligencji, inni boją się, że rewolucja cyfrowa do reszty zdehumanizuje relacje społeczne. O niektórych blaskach i cieniach tego procesu rozmawiamy z Katarzyną Szymielewicz, Prezes Fundacji Panoptykon zajmującej się prawami człowieka w cyfrowym świecie oraz z Markiem Zmysłowskim, polskim przedsiębiorcą i menedżerem inwestującym z powodzeniem w Afryce m.in. w przedsięwzięcia internetowe.

 

Zbigniew Gajewski: Podczas pandemii wszyscy podjęliśmy na ogromną skalę pracę w trybie online. Co z tym będzie dalej? Czy taki szybki, skokowy wzrost naszego zainteresowania światem cyfrowym przełoży się na jakieś zmiany mentalne, społeczne? Czy ludzie teraz otworzą się na te wszystkie nowości technologiczne, jak sztuczna inteligencja czy wirtualna rzeczywistość, które już czekają w laboratoriach?

Marek Zmysłowski: Obiegowa opinia brzmi, że kryzysy nie tyle zmieniają trendy, co je przyspieszają. Ewidentnie ten wirus wykonuje dziś większość roboty za dyrektorów technologicznych i działy marketingu w firmach cyfrowych. Digitalizacja naszego świata postępuje teraz o wiele szybciej. Dotyczy to nowych sposobów działania firm, jak i zachowań konsumentów na rynku. Firmy pracują o wiele szybciej, będą też szybciej rosły, szybciej zwalniały, szybciej zatrudniały. Z drugiej strony, patrząc na to od strony behawioralnej, psychologicznej, to nowe sposoby pracy muszą być wzmacniane odpowiednio długo, żeby stały się nawykami. Z pandemią żyjemy już na tyle długo, że praca zdalna ma duże szanse stać się nowym nawykiem naszego życia.  Problemem z kolei jest to, że choć digitalizacja przyspieszyła, lockdown spowodował też ogromny kryzys gospodarczy i wciąż nie wiadomo, kiedy i jak się to skończy.

 

 

Zbigniew Gajewski: Przenosząc do świata on-line dużo większą część swojego życia niż przed pandemią udostępniamy też o wiele więcej swoich danych właścicielom tych aplikacji, z których korzystamy. I chyba robimy to tak samo bezrefleksyjnie jak wcześniej, co tylko pogłębia wielki cywilizacyjny problem związany z prywatnością jednostki w cyfrowym świecie. Czy w wyniku pandemii ostatecznie skończy się nasza prywatność w sieci?

Katarzyna Szymielewicz: Programowo nie lubię myślenia w kategoriach, że coś się dzieje poza nami i nie mamy żadnego wyboru. Owszem, wchodzimy w świat on-line bardziej z konieczności niż z wyboru, ale to nie znaczy, że musimy być bezwolni. Nadal mamy możliwość protestu, a przynajmniej sygnalizowania swoich preferencji. I choć komunikacja on-line jest tańsza i szybsza, to trudno nią zastąpić spotkanie z psychologiem, lekarzem, przyjacielem, rodziną. Warto o tym pamiętać. A jeśli chodzi o skłonność ludzi do dzielenia się danymi, ja raczej odnotowuję wzrost niepokoju i dokładnie odwrotny kierunek niż przywykliśmy obserwować, kiedy w grę wchodziły usługi postrzegane jako dobrowolne. Pamiętacie zapewne, jak w ubiegłym roku użytkownicy aplikacji FaceApp masowo robili sobie zdjęcia twarzy, żeby zobaczyć, jak mogą wyglądać postarzeni. My w Panoptykonie ocenialiśmy ten trend jako zagrożenie dla prywatności, ale też zabawę, w którą ludzie wchodzili może nie do końca świadomie, ale jednak dobrowolnie. Jeśli zestawimy to z dzisiejszymi rekcjami ludzi na przymusowe już narzędzia do ustalenia ich lokalizacji podczas kwarantanny, które również wykorzystują skanowanie twarzy, to widzimy narastający opór. Dostajemy wiele sygnałów niepokoju i pytań, czy to jest niezbędne i na pewno bezpieczne. W czasie pandemii, skonfrontowani z przymusem dzielenia się danymi, ludzie chcą stawiać państwu i firmom granice nawet tam, gdzie wcześniej okazywali zaufanie. Co więcej, największe firmy technologiczne Google i Apple, projektując technologiczne rozwiązanie dla aplikacji śledzących kontakty społeczne w związku z pandemią, również wybrały model, który  chroni naszą prywatność. W tym modelu dane użytkowników są szyfrowane, anonimizowane i przechowywane wyłącznie na ich telefonach, co wyklucza możliwość stworzenia centralnej bazy danych. To nie zmienia faktu, że Google, w ramach standardowo oferowanych usług, nadal zbiera szczegółowe dane o lokalizacji swoich użytkowników i nadal czyta im w myślach. Nie mniej jednak w ramach walki z pandemią zaprezentowała światu inne – społecznie odpowiedzialne – podejście.

 

 

Zbigniew Gajewski: Skąd się bierze ostrożność firmy Google? Czy to presja społeczna plus działania Komisji Europejskiej wpłynęły na tę firmę?

Katarzyna Szymielewicz: Trudno mi mówić w imieniu Google. Mam nadzieję, że swoją rolę w uwrażliwianiu Doliny Krzemowej na oczekiwania europejskich użytkowników odegrało RODO, które jest już z nami ponad dwa lata, oraz zapowiedzi kolejnych twardych regulacji w zakresie ochrony konkurencji i konsumentów, które płyną z Brukseli i Waszyngtonu. Z obu stolic dobiegają głosy wieszczące koniec wolnej amerykanki w świecie technologii. Komisja Europejska nałożyła już dość kar na firmy nadużywające pozycji dominującej i teraz zapowiada środki strukturalne, takie jak ich funkcjonalny podział. A na politycznym horyzoncie widać już cały pakiet regulacyjny dotyczący sztucznej inteligencji i usług cyfrowych, więc naprawdę idzie nowe. Myślę, że te duże firmy zaczęły grać na współpracę i przy okazji pandemii chcą pokazać dobrą wolę, którą ewentualnie będzie można zdyskontować w późniejszych rozgrywkach.

 

Zbigniew Gajewski: Panie Marku, a jak to wygląda w Afryce? Czy mieszkańcy tego kontynentu, gdzie też dokonuje się rewolucja cyfrowa, dostrzegają problem prywatności danych?

Marek Zmysłowski: Jeśli walczy się codziennie o przetrwanie i myśli tylko o tym, czy będzie coś do jedzenia wieczorem, to niewiele miejsca zostaje w głowie na refleksje o prawie do prywatności. Dlatego jest to duży problem Afryki. Nie ma żadnych regulacji w tej dziedzinie. Jestem zaangażowany w firmę, która przewiduje co i gdzie zechce kupić klient za pośrednictwem Internetu, na podstawie jego historii. My staramy się przestrzegać europejskich zasad, ale zero regulacji stwarza wolne pole do popisu wielu innym firmom, które mają mniej skrupułów     i gra konkurencyjna odbywa się bez żadnych reguł. A odnosząc się do wypowiedzi pani Katarzyny, jestem zdania, że na całym świecie inwigilacja społeczeństw jednak postępuje. Wielkie korporacje zasłaniają się argumentem anonimizacji danych jak listkiem figowym. Problem w dużym skrócie polega na tym, że anonimizacja jest wykonywana na ogół w ramach jednej bazy danych. Jednak przy połączeniu kilku baz danych naraz z różnych źródeł, gdzie pewien zakres danych się powiela, łatwo można odwrócić efekt anonimizacji. Teoretycznie każdy rząd, niby w interesie publicznym, może zażądać zanonimizowanej bazy, połączyć ja z inną i mieć wszystkie nasze dane jak na dłoni.

Katarzyna Szymielewicz: Jeśli pan Marek odnosi się do wspomnianych przeze mnie rozwiązań Google i Apple na czas pandemii, to nie podzielam tych obaw. Obie firmy wybrały protokół opracowany przez matematyków i kryptografów, który zapewnia użytkownikom pełną anonimowość. Wśród zbieranych danych nie ma nic  poza ciągiem generowanych przypadkowo znaków, które nikogo nie identyfikują. Natomiast zgadzam się z ogólną diagnozą, że w świecie usług cyfrowych rośnie zagrożenie dla prywatności. W żadnym razie nie chciałabym być zrozumiana jak ktoś, kto próbuje uśpić czujność użytkowników aplikacji mobilnych. Google rzeczywiście ma dane, które umożliwiają zlokalizowanie każdego urządzenia i każdej osoby. Ufam jednak, że nie wykorzysta tej wiedzy do przełamania zabezpieczeń, które sam wprowadził dla osób korzystających z aplikacji do śledzenia interakcji społecznych podczas pandemii.

Marek Zmysłowski: Nie chciałbym się spierać czy można jakąś konkretną bazę danych odkodować, czy też nie. Moim zdaniem celem Apple i Google jest wiedzieć, gdzie i w jakiej jednostce czasu jest każde urządzenie, które korzysta z ich oprogramowania. A kwestia anonimizacji danych jest zawsze bardzo skomplikowana.

 

 

Zbigniew Gajewski: Dziś z jednej strony mamy takiego regulatora jak Unia Europejska, która mówi, że trzeba rozwijać wszystkie nowe technologie, zwłaszcza systemy oparte na sztucznej inteligencji, ale chronić prywatność ich użytkowników. Z drugiej są korporacje i setki tysięcy stratupów, które chciałyby mieć łatwiejszy dostęp do dużych publicznych baz danych, bo to jest warunek ich rozwoju. I mamy społeczeństwa, które są przerażone koronawirusem oraz zdają się nie dostrzegać zagrożeń związanych z tymi danymi. Jak to się wszystko skończy? Jak się ukształtuje w najbliższych latach model ochrony danych prywatnych w cyfrowym świecie?

Katarzyna Szymielewicz: Nie potrafię odnieść się do tego, co będzie na innych kontynentach. W Panoptykonie i sieci European Digital Rights, do której należymy, świadomie przyjmujemy europejską perspektywę. I patrząc z tego punktu,  nie widzę politycznych symptomów zawracania z drogi, którą Unia obrała mniej więcej dekadę temu. W Brukseli  dziś panuje przekonanie, że trzeba twardą ręką regulować firmy, które na masową skalę przetwarzają dane o ludziach i wróżą z nich naszą przyszłość. Politycy już dostrzegli, że dane stały się bardzo efektywnym narzędziem politycznej kontroli, jak również budowania przewagi konkurencyjnej na każdym rynku, nie tylko usług cyfrowych. Dlatego przewiduję nawet zaostrzenie obecnego kursu.

 

Zbigniew Gajewski: Ale czy Unia ma prawo do chronienia tych danych wbrew intencjom użytkowników, którzy – jak się dzisiaj wydaje – są gotowi oddać swoją prywatność, byleby tylko mieć dostęp do informacji, rozrywki lub dostać jakąś ochronę i poczucie bezpieczeństwa?

Katarzyna Szymielewicz: Prawa człowieka są niezbywalne, a zatem i prawo do prywatności nie podlega wymianie handlowej. To, że możemy się zgodzić lub nie na przetwarzanie naszych danych osobowych w konkretnym celu, jeszcze nie oznacza, że na bazie takiej formalnej zgody prywatna firma czy organ państwa może zrobić wszystko. Po pierwsze, RODO wprowadza dość wysoki standard dla samej zgody, która musi być w pełni dobrowolna i podjęta ze świadomością wszystkich konsekwencji. Po drugie, zgodnie z RODO, nawet za zgodą osoby, której dane dotyczą, nie wolno robić pewnych rzeczy. Na przykład zbierać danych, które są niezwiązane z naturą usługi i niczym nieuzasadnione. To ważne zabezpieczenie, chroniące ludzi przed skutkami ich własnej krótkowzroczności.

Marek Zmysłowski: Nie mogę się bardziej zgodzić z opinią pani Katarzyny. Jak patrzymy wstecz, to nie znam przykładu, by jakaś duża korporacja czy też kraj usunęli dane, które już zebrali, bo na przykład zagrożenie będące powodem ich zbierania minęło. Jest odwrotnie, zbiera się ciągle nowe dane.

 

 

Zbigniew Gajewski: W świecie przed pandemią dramatycznie rosły nierówności ekonomiczne. Teraz wygląda na to, że przyśpieszona cyfryzacja tylko ten problem pogłębi. Bogaci sięgną po rozwiązania cyfrowe, po sztuczną inteligencję i będą się bogacić jeszcze szybciej, a ich dystans do biednych znowu wzrośnie. Co możemy zrobić, aby temu przeciwdziałać?

Katarzyna Szymielewicz: Ja nie sądzę, żeby to był problem technologii. To raczej kwestia wartości, według których są zorganizowane nasze społeczeństwa i rynek. Jeśli logika zysku nadal pozostaje wiodącą wartością, trudno się dziwić politycznemu przyzwoleniu na wyzysk i rosnące rozwarstwienie. W piętrzących się kryzysach dostrzegam szansę na zbiorowe przebudzenie i zmianę paradygmatu. Potrafię sobie wyobrazić, że zamiast pokornie pracować na zysk, który trafia w ręce nielicznych, zajmiemy się wreszcie rozwiązywaniem naszych wspólnych problemów cywilizacyjnych. Do tego trzeba jednak rewolucji, bo chyba na ewolucję jest już za późno. Czy pandemia taką rewolucję uruchomi? Zobaczymy. Bardzo obawiam się jej skutków ubocznych: zdrowotnych i ekonomicznych skutków długotrwałego funkcjonowania w izolacji i ofiar w ludziach, które musi za sobą pociągnąć brak wsparcia państwa dla rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi, brak wsparcia dla ofiar przemocy domowej, brak wsparcia dla osób bezrobotnych. Polityczne skutki tych zjawisk mogą być naprawdę drastyczne. Nie możemy zapomnieć, że na początku ubiegłego wieku wielki kryzys wywołał wielką wojnę. Mimo wszystko liczę jednak na to, że z tamtych doświadczeń wyciągnęliśmy lekcje, które teraz zaprocentują.

Marek Zmysłowski: Nie do końca zgodzę się z tym, co Pan powiedział na początku, że to kapitalizm sprawia, iż bogaci są coraz bogatsi, a biedni biednieją. Na pewno różnice są coraz bardziej widoczne, bo kapitał “na górze” akumuluje się szybciej. Natomiast z perspektywy kilku wieków widać, że jednak biedy jest coraz mniej, umieralność spada i tak dalej. Jak najbardziej trzeba walczyć z negatywnymi aspektami kapitalizmu, wynikającymi z chciwości, korupcji, ale to są przywary bardziej ludzi niż systemu. I ja wierzę, że rozwój nowych, zaawansowanych technologii pomoże rozwiązać problemy tego świata, a nie że je pogłębi.

Tekst powstał na podstawie rozmowy z cyklu THINKTANK LIVE TALKS. Naszymi gośćmi byli: Katarzyna Szymielewicz, prawniczka, działaczka społeczna i publicystka, współzałożycielka i prezes Fundacji Panoptykon, Marek Zmysłowski, przedsiębiorca, inwestor, ekspert biznesu internetowego na rynkach wschodzących, autor bestsellera „Goniąc Czarne Jednorożce”. Nagranie ze spotkania dostępne jest TUTAJ.

 

 

POWRÓT ↵

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top