Nasz dług publiczny – najważniejszy spór o przyszłość


Polski dług publiczny w przyszłym roku ma sięgnąć 1,5 bln zł – najwięcej w historii kraju. Co więcej, już w tym roku Polska złamie swoją Konstytucję, czyli przekroczy o ponad 2 punkty procentowe wyznaczony w niej limit zadłużenia. W następnym roku ma być jeszcze gorzej – dług sięgnie 64,7 proc. PKB. Przed pandemią taka sytuacja wywołałaby potężny kryzys polityczny. Teraz nawet najbardziej zagorzali liberałowie protestują bez przekonania. Co się zmieniło i co to oznacza dla przyszłych pokoleń?

 

Pandemia zmusiła rządy do wyasygnowania na osłonę gospodarek środków finansowych w skali, jakiej świat dotąd nie znał. Banki centralne, które w gospodarce wolnorynkowej stały na straży zasad obowiązujących przez ostatnie dziesięciolecia, nagle akceptują działania wcześniej uważane za niekonwencjonalne i dopuszczalne co najwyżej absolutnie wyjątkowo.

Jeszcze całkiem niedawno były to także tematy dla wąskich grup specjalistów i ministrów finansów. Dziś muszą obchodzić nas wszystkich. Stawką nie jest bowiem tylko zamieszanie i ból głowy w obozie władzy, ale ekonomiczno-cywilizacyjna pozycja Polski w Unii Europejskiej i na świecie oraz przyszłość kolejnych pokoleń. Nie ma w tym stwierdzeniu ani cienia przesady.

 

Ile mamy długu?

To zależy, kto liczy. Powyższe dane dotyczą polskiego długu liczonego metodą przyjętą w UE. Nasz rząd stosuje własną, według której dług na koniec tego roku będzie niższy o ok. 260 mld zł i wyniesie 1,132 bln zł. Tak liczony w 2020 r. sięgnie 50,5 proc. PKB, a w przyszłym roku – 52,9 proc. Czyli bezpiecznie w stosunku do limitu konstytucyjnego.

Tak czy inaczej w porównaniu z końcem poprzedniego roku nasze zadłużenie publiczne realnie wzrośnie w tym roku o ponad 200 mld zł. Ten niebywały przyrost jest oczywiście skutkiem pandemii, czyli pompowania pieniędzy osłonowych w gospodarkę i rosnących kosztów służby zdrowia.

Tegoroczny deficyt budżetowy ma wynieść 109 mld zł. Realne, a nie księgowe zadłużenie sektora finansów publicznych o 2 punkty procentowe przekroczy konstytucyjny limit wynoszący 60 proc. W innych czasach politycy, którzy do tego dopuścili, musieliby ponieść odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu i oczywiście przed wyborcami. Z powodu spadku międzynarodowej pozycji Polski wzrosłyby też koszty spłaty naszego zadłużenia. Dziś wszyscy zdają się jednak rozumieć, że rząd w Polsce, jak i wszystkie inne rządy na świecie, nie ma innego wyjścia i musi pompować nieplanowane środki w gospodarkę, by uniknąć jeszcze gorszej katastrofy.

Jak często bywa w takich sytuacjach, wątpliwości budzą jednak szczegóły planu ratowania gospodarki, a przede wszystkim konsekwencje wzrostu zadłużenia dla przyszłości kraju.

 

 

 

Jak daleko można się zadłużać?

Dług publiczny występuje w większości krajów świata. I jeśli jego poziom nie jest nadmierny, pełni nawet funkcję stymulującą rozwój gospodarczy.  Kłopot w tym, że ekonomia, mimo posługiwania się solidnymi narzędziami matematycznymi i statystycznymi, nie jest nauka ścisłą, lecz społeczną. Nie potrafi przedstawić jednoznacznych scenariuszy rozwoju ekonomicznego w przyszłości i podpowiedzieć rządzącym, na ile względnie bezpiecznie mogą zadłużać kraj. Wśród ekonomistów nie ma nawet zgody w sprawie skutków wysokiego poziomu długu publicznego. Mainstreamowa większość zgadzała się dotąd, że duże zadłużenie powoduje spowolnienie wzrostu gospodarczego kraju. Jednak o skali tego spowolnienia pisano już różnie.

Europejski Bank Centralny przedstawił w 2010 r. publikację „The Impact of High and Growing Government Debt on Economic Growth”, opartą o dane historyczne tempa wzrostu PKB per capita w 12 krajach strefy euro od 1970 r. Wniosek z nich jest taki, że wykres zależności długu publicznego i tempa wzrostu PKB przyjmuje kształt odwróconej litery U ze szczytem w okolicach 90-100 proc. Powyżej tego poziomu następuje bardzo szybki spadek tempa wzrostu, a pierwsze oznaki tego negatywnego wpływu zadłużenia pojawiają się już na poziomie 70-80 proc. PKB.

Czyli jesteśmy wciąż bezpieczni? Niestety, nie mamy pewności. Trzeba pamiętać, że raport EBC oparty jest na obserwacjach grupy krajów wysoko rozwiniętych. W państwach, które gonią tę czołówkę jak Polska, hamujący wpływ długu na rozwój gospodarczy może pojawić się wcześniej. Według ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego trzeba też brać pod uwagę, w jakim trendzie jest dług publiczny. Jeśli spada, to nawet mocno zadłużony kraj może się nadal rozwijać całkiem szybko. I odwrotnie – szybki przyrost długu hamuje rozwój.

Mamy na to przykłady w nieodległej przeszłości. W 2001 r. Argentyna zbankrutowała przy poziomie długu 54 proc., za to zadłużenie Japonii sięga obecnie już 250 proc. PKB, a kraj ten jest daleki od bankructwa. Główne wyjaśnienie tego paradoksu tkwi w rozróżnieniu długu wewnętrznego i zewnętrznego. 230 proc. długu Japonii to zobowiązania wobec własnych obywateli, co jest bardzo bezpieczną sytuacją.  Większość długu argentyńskiego była zagraniczna, a kraje w takiej sytuacji są dużo bardziej narażone na bankructwo.

Grecja w 2010 r. znalazła się na progu bankructwa przy poziomie 126 proc. długu do PKB.  Ten kraj to często przywoływany przykład skrajnie nieodpowiedzialnego zadłużania się, czyli życia na kredyt. W 2001 r. znalazł się on w strefie euro i euforycznie chciał też przyspieszyć osiągnięcie poziomu dobrobytu Europy Zachodniej. Przez 15 lat kolejne greckie rządy dopuściły do nadmiernego wzrost płac, emerytur oraz licznych przywilejów społecznych. Deficyt budżetu państwa stale się pogłębiał, a wzrost gospodarczy spowalniał. W 2011 r. grecki PKB spadł o 9,1 proc., a dług publiczny sięgnął 172 proc. PKB. Gdyby nie pomoc Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego – udzielona na bardzo twardych i nieprzyjemnych dla społeczeństwa warunkach – kraj stałby się całkowitym bankrutem. Ale i tak efektem tej sytuacji jest głęboka i wieloletnia recesja, połączona z dużym wzrostem stopy bezrobocia, ogromną frustracją społeczną i znaczną emigracją.

Jak może wyglądać współczesne bankructwo państwa, wiemy też ze świeżego przykładu Wenezueli, a wcześniej Rosji. W 1991 r., kiedy rozpadł się ZSRR, tamtejsza gospodarka skurczyła się o 17 proc., a deficyt budżetowy sięgnął 10 proc. PKB. Dla mieszkańców Federacji najbardziej dotkliwa okazała się jednak inflacja. W kolejnym roku wzrost cen przekroczył 2500 proc., w jeszcze kolejnym „spadł” – do 1000 proc. By opanować sytuację, rząd Jelcyna wypuszczał kolejne transze obligacji krótkoterminowych, a spłacał je kolejnymi obligacjami. W 1998 r. ich oprocentowanie wynosiło już 145 proc., a w ciągu 5 poprzedzających lat dług publiczny zwiększył się 35-krotnie. Z tego ogromnego chaosu i powszechnej biedy zrodził się obecny system polityczny Rosji.

Dyskusji wokół narastającego długu publicznego w Polsce nie można więc zostawić politykom i specjalistom. Musi to być także debata społeczna i obywatelska, bo to my – społeczeństwo – będziemy ponosić wszystkie skutki obecnych decyzji.

 

 

Stanowisko mainstreamu: przestrzegać zasad

18 maja br., kiedy było już jasne, że tarcze osłonowe dla gospodarki będą kosztowne, jak nigdy wcześniej w historii, grupa czołowych polskich ekonomistów zwróciła się z apelem do rządu o respektowanie polskich, konstytucyjnych oraz ustawowych i unijnych reguł fiskalnych, przywrócenie przejrzystości w finansach publicznych a także o merytoryczną dyskusję na temat ścieżki dojścia do równowagi fiskalnej. Pod listem podpisanych jest kilkadziesiąt osób, w tym najważniejsi w ostatnich 30 latach eksperci makroekonomiczni, kojarzeni, z grubsza, z neoliberalnym nurtem w ekonomii.

W apelu zgadzają się oni, że „w stanie nadzwyczajnym należy podjąć działania antykryzysowe, korzystając z prawnie zagwarantowanej klauzuli wyjścia w zakresie krajowych reguł budżetowych”. Dodają, że „analogiczne stanowisko zajmuje Komisja Europejska oraz ministrowie finansów krajów UE”. Stanowczo protestują natomiast przeciwko trwałemu znoszeniu czy luzowaniu reguł budżetowych. Dlatego krytykują rząd za to, że skłonił Polski Fundusz Rozwoju i Bank Gospodarstwa Krajowego do emisji obligacji w celu finansowania programów tarcz osłonowych dla gospodarki, ale z pominięciem budżetu państwa. Tu dodajmy, że obie instytucje wyemitowały na ten cel 212 mld zł, które zdaniem rządu nie są częścią państwowego długu publicznego. Przeciwnego zdania jest m.in. Komisja Europejska.

 

Stanowisko młodych I: zburzyć zasady

W odpowiedzi na ten apel 1,5 miesiąca później 20 przedstawicieli i przedstawicielek „młodego pokolenia ekonomistów”, jak się sami określili, zaapelowało o coś wręcz przeciwnego: o istotną zmianę polskiego paradygmatu fiskalnego. List podpisali rzeczywiście w większości ludzie młodzi, dobrze wykształceni i pracujący w czołowych polskich i zagranicznych uczelniach. Przedstawili oni w tej sprawie perspektywę pokoleniową i jest to największa wartość ich propozycji. Napisali m.in. „Niski i arbitralny próg zadłużenia konstytucyjnego to kajdany rozwojowe dla młodego pokolenia. Wychodzenie z kryzysu nie może odbywać się kosztem pogłębiania problemów społecznych związanych z brakiem dostępnych cenowo mieszkań, chronicznie niedofinansowaną służbą zdrowia i edukacją oraz uśmieciowieniem rynku pracy. (…) Czas skończyć ze spisywaniem kolejnych pokoleń na straty”.

Zdaniem młodych polski dług jest obecnie najtańszy w historii, a Polska to jeden z liderów niskiego zadłużenia w Europie. Średni wskaźnik zadłużenia publicznego do PKB dla UE-27 na koniec 2019 r. wynosił 77,8 proc. PKB wobec 46 proc. w przypadku Polski – piszą (do połowy 2020 r. wskaźnik dla UE-27 wzrósł do 87,8 proc. – Z. G.). Dlatego uważają, że dzięki rezygnacji z konstytucyjnego limitu dałoby się wygenerować w najbliższych latach dodatkowy strumień wydatkówpublicznych w wysokości kilkuset miliardów złotych. Czyli mniej więcej tyle, ile wynoszą roczne wydatki całego sektora finansów publicznych i – ich zdaniem – mniej od szacunkowej wartości największego polskiego wyzwania gospodarczego nadchodzących dekad, czyli całkowitej transformacji polskiej gospodarki w kierunku zeroemisyjnym.

 I o te kilkaset miliardów w gruncie rzeczy chodzi. Według autorów pogląd, że większy dług jest zły z natury, nie przystaje do współczesnej wiedzy ekonomicznej. Argumentują, że „dług produktywnie wydany na inwestycje i mobilizujący uśpione zasoby gospodarcze stanowi wielką dźwignię rozwojową”. Swoje stanowisko podpierają poglądami klasyków, jak Keynes i Kalecki oraz współczesnych prorynkowych ekonomistów, jak  Paul Romer i Jeffrey Sachs.

Na marginesie trzeba dodać, że choć autorzy listu raczej nie utożsamiają się z rządem, ich stanowisko jest bardzo zbieżne z poglądami Łukasza Czernickiego, głównego ekonomisty Ministerstwa Finansów. W opublikowanej w serwisie Businessinsider.com polemice do tekstu dr Sławomira Dudka, głównego ekonomisty Pracodawców RP, przestrzegającego przed kryzysem fiskalnym w Polsce pisze on m.in. „Polska nie powinna czekać na cud, lecz dać impuls gospodarce w postaci zwiększonych inwestycji publicznych”.

 

 

Stanowisko młodych II: zasad nie można ominąć

Te dwa powyższe stanowiska można potraktować jako przejaw konfliktu pokoleniowego, gdyby nie kolejny apel, opublikowany 30 września br. Jego autorami są również młodzi ekonomiści, członkowie Towarzystwa Ekonomistów Polskich, też świetnie wykształceni i także zatrudnieni w poważnych uczelniach i instytucjach. I oni kierują się troską o przyszłość swojego pokolenia, ale w przeciwieństwie do autorów listu z 2 lipca zdecydowanie protestują przeciwko „omijaniu reguł fiskalnych oraz postulatom ich trwałego rozmontowania”. I argumentują, że „radykalne zmiany reguł fiskalnych ugodziłyby w finansową wiarygodność Polski i mogłyby negatywnie odbić się na konkurencyjności polskiej gospodarki”.

Ich zdaniem zwolennicy znacznej modyfikacji bądź usunięcia polskich reguł fiskalnych nie przedstawiają żadnych dowodów na to, że to limit długu stanowi rzeczywiste ograniczenie poziomu inwestycji publicznych. Dodają, że nawet w ramach tych reguł ich poziom mógłby być relatywnie wysoki. W 2017 r. było to 4,7 proc. PKB, podczas gry średnia unijna wynosiła 2,9 proc. Jeśli coś zatem zagraża inwestycjom publicznym – piszą – to coraz wyższe sztywne wydatki budżetowe. To właśnie z ich powodu wartość inwestycji publicznych spadła w 2019 r., chociaż równocześnie nastąpił niemal dziesięcioprocentowy wzrost ogólnych wydatków rządowych.

Młodzi z TEP zwracają też uwagę, że szybkie zwiększanie wydatków publicznych może napotkać w Polsce poważne ograniczenia. Już teraz wiele przedsiębiorstw wskazuje, że brakuje im pracowników, a więc nie będą w stanie odpowiedzieć na zamówienia rządowe. A jeśli nawet spróbują, to skutkiem będzie znaczący wzrost kosztów i cen. I dodatkowo: stymulacja krajowego popytu długiem publicznym utrudni działalność polskim firmom eksportowym, a te generują już prawie połowę PKB.

A propozycje konstruktywne? Młodzi z TEP piszą, że zamiast zwiększać dług publiczny, rząd powinien podjąć reformy, dzięki którym to inwestorzy prywatni będą chcieli więcej inwestować, zwłaszcza w innowacyjne projekty. Ich zdaniem w tej dziedzinie Polska odnotowała dotkliwy regres w ciągu ostatnich pięciu lat.

 

Świat też we mgle

Polska nie jest zaściankiem, skoro dokładnie taka sama debata toczy się w wielu miejscach na świecie. Może jakoś pocieszy nas, że gotowych odpowiedzi nie mają ani takie filary światowego systemu gospodarczego jak Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ani najsilniejsze gospodarczo kraje świata. Kryzys wywołany przez pandemię 2020 r. wymusił pilne poszukiwanie nowych, niestandardowych rozwiązań, ale czy przekreślił fundamentalne zasady ekonomii?

Powszechną odpowiedzią na zagrożenie globalnym kryzysem ekonomicznym wywołanym przez pandemię jest stymulacja fiskalna zwana luzowaniem ilościowym. „Co robi bank centralny, jeśli w gospodarce jest recesja, a nikt nie chce zaciągać kredytów i zwiększać wydatków? Obniża stopy procentowe” – wyjaśniał prof. Witold Orłowski w „Edukatorze ekonomicznym”, dodatku do Polityki nr 11 z 2015 r. – „A co robi, kiedy stopy są już na poziomie zerowym, a kredytów nadal nie przybywa? Stosuje luzowanie ilościowe”. W ramce obok przytaczamy wyjaśnienie tego mechanizmu używanego przez Europejski Bank Centralny, zaprezentowane na jego stronie internetowej.

__________________________________________________________________________________

Jak działa ilościowe luzowanie polityki pieniężnej?

W ramach niestandardowych środków polityki pieniężnej w marcu 2015 r. Europejski Bank Centralny zaczął kupować aktywa od banków komercyjnych. Celem skupu aktywów, nazywanego także luzowaniem ilościowym, jest podtrzymywanie wzrostu gospodarczego w całej strefie euro i doprowadzenie inflacji z powrotem do poziomu poniżej, ale blisko 2 proc.

  1. Europejski Bank Centralny kupuje od banków obligacje.
  2. Wskutek tego wzrasta cena tych obligacji i w systemie bankowym przybywa pieniędzy.
  3. Dzięki temu obniża się oprocentowanie różnych instrumentów finansowych, m.in. tanieją kredyty.
  4. Firmy i osoby prywatne mogą więc zaciągać więcej kredytów i taniej je spłacać.
  5. W rezultacie ożywiają się inwestycje i spożycie.
  6. Zwiększenie wydatków inwestycyjnych i konsumpcyjnych przyczynia się do wzrostu gospodarki i zatrudnienia.
  7. Wzrost cen pozwala EBC doprowadzić inflację do poziomu poniżej, ale blisko 2 proc. w średnim okresie.

Źródło: https://www.ecb.europa.eu/explainers/show-me/html/app_infographic.pl.html

__________________________________________________________________________________

Na dużą skalę luzowania ilościowego banki centralne zaczęły używać po kryzysie finansowym lat 2008-09. Wtedy stymulacja fiskalna osiągnęła aż 2 proc. globalnego PKB całego świata. Ekonomiści głównego nurtu protestowali obawiając się potężnego chaosu gospodarczego. Do dziś nie ma wśród nich zgody co do tego, że ten mechanizm działa zawsze i w każdych warunkach oraz że nie grozi hiperinflacją.

Jednak w ciągu 10 miesięcy od początku pandemii rządy ze swoimi bankami centralnymi poszły znacznie, znacznie dalej. Środki wydane na powstrzymanie gospodarczej katastrofy są już liczone na 12 proc. światowego PKB, czyli ok. 12 bln (!) dol. Mimo to Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaapelował o wzrost inwestycji publicznych we wszystkich krajach, które mogą sobie na to pozwolić. Ten apel wywołał burzę w wielu środowiskach ekonomicznych. Bo jako to? Instytucja stojąca dotąd na straży wolnego rynku wzywa do klasycznego etatyzmu? Przecież finansowa ingerencja państw już osiągnęła najwyższą skalę w historii.

Burzliwa debata trwa. Luzowanie ilościowe nadal wzbudza kontrowersje. Teoretycznym założeniom, że rozpędza ono koniunkturę, przeciwnicy tej metody przeciwstawiają argumenty, że w praktyce powoduje też ona spadek wartości walut, utratę oszczędności, wywołuje bańki spekulacyjne na rynkach finansowych, a generalnie zwiększa dług gospodarstw domowych, firm i budżetów państw. Zwolennicy odpowiadają, że skoro w ostatniej dekadzie niemal na całym świecie stopy procentowe są już bliskie zeru, banki centralne nie mają innych narzędzi w walce ze spowolnieniem gospodarczym.

 

Wnioski dla Polski

MFW podał niedawno, że w Polsce fiskalna odpowiedź na pandemię była w relacji do PKB najwyższa wśród rozwijających się gospodarek europejskich i czwarta na świecie. Koszty przeciwdziałania skutkom pandemii, w tym dodatkowych wydatków lub umorzeń należności budżetowych wynoszą ok. 6,7 proc. PKB (stan na 11.09.2020 r.). Jednych ekonomistów to niepokoi, innych wręcz przeciwnie.

„Polska może mieć nawet 80 czy 100 proc. zadłużenia w relacji do PKB i nie będzie to stwarzać problemów w świetle stabilności finansów państwa” – powiedział Olivier Blanchard, były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego w niedawnej rozmowie z Piotrem Arakiem, dyrektorem Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

 

 

Z kolei zespół polskich ekonomistów (wśród nich były minister finansów prof. Jerzy Hausner i główny ekonomista Pracodawców RP dr Sławomir Dudek) działający w ramach Międzynarodowego Kongresu Ekonomii Wartości OEES przedstawił 16 listopada br. 7 rozwiązań, które miałyby ułatwić Polsce odbudowę ekonomiczną po pandemii.

„Dla dobra wiarygodności ekonomicznej próg zadłużenia powinien być zapisany w konstytucji, a rola i wiarygodność reguły wydatkowej muszą zostać wzmocnione. Rząd powinien jak najszybciej przedstawić wieloletni plan konsolidacji fiskalnej zamiast rozmontowywać i deprecjonować ramy fiskalne” – piszą ekonomiści.

Zespół postuluje też zatrzymanie nieopłacalnych ich zdaniem inwestycji, takich jak przekop Mierzei Wiślanej czy Centralny Port Komunikacyjny, ponieważ ich „duże natężenie (…) prowadzi do destabilizacji równowagi w gospodarce i nagłego wzrostu cen materiałów budowlanych”. Na iście postulatów są też: odwołanie zakazu handlu w niedziele, pomoc w restrukturyzacji i zmianie modelu biznesowego osłabionym kryzysem przedsiębiorstwom, obniżenie klina podatkowego dla osób o niskich dochodach, gwarancje dla MŚP dotyczące rozliczania zawieranych przez nie z bankami transakcji terminowych oraz podwyżka stóp procentowych, bo przy ich obecnym poziomie „prawie każdy podmiot staje się zdolny do obsługi zadłużenia, także nieefektywne firmy-zombie, które niepotrzebnie absorbują kapitał, a powinny zostać z rynku wyeliminowane”.

Jak w tej ogromnej rozbieżności poglądów ma się odnaleźć obywatel nie-ekonomista, zainteresowany przyszłością swoją i Polski? „Nowa normalność” nadchodzi także w gospodarce i wygląda na to, że jej elementem będzie wzrost roli państwa. Jednak żadne państwo nie może zagwarantować swoim obywatelom nieomylności. Ekonomia nie dysponuje dziś pewnymi scenariuszami, a spory ekonomistów wpędzają społeczeństwo w konsternację.

W tej sytuacji THINKTANK zdecydowanie popiera pojawiający się od pewnego czasu postulat powołania rady fiskalnej – niezależnego organu, który będzie doradzać rządowi, jak powinien wydatkować nasze pieniądze z podatków oraz opiniować limit zadłużania Polski. W jej skład muszą wejść eksperci reprezentujący wszystkie istotne poglądy ekonomiczne, w tym ekonomiści młodego pokolenia.

W ramach cyklu THINKTANK Live Talks 29 października br. rozmawialiśmy z młodymi reprezentantami środowisk ekonomistów, którzy opublikowali omawiane wyżej stanowiska (tu link do rozmowy). Byli oni wyraźnie podzieleni w kwestii konstytucyjnego limitu długu, ale jednoznacznie zgodni co do konieczności uspołecznienia fundamentalnego dziś dla Polski sporu i powołania społecznej rady fiskalnej.

 

 

Jednak samo oddanie tak złożonych decyzji w ręce specjalistów naszym zdaniem nie wystarczy. Ich rekomendacje powinny być skonfrontowane z obywatelami nie posiadającymi dziś dostatecznej wiedzy, a jednak zainteresowanymi finalnym rezultatem. Jest na to metoda. Można to zrobić poprzez panele obywatelskie – grupy obywateli wyłaniane losowo z uwzględnieniem istotnych kryteriów demograficznych. Ich decyzje powinny być poprzedzone solidną edukacją oraz rozpoznaniem stanowisk wszystkich zainteresowanych tematem stron. Ta metoda jest często stosowana w krajach skandynawskich, była też używana w Polsce, warto więc sięgnąć po te doświadczenia.

Decyzje w kwestiach tak fundamentalnych jak konstytucyjny limit długu publicznego i przeznaczenie środków wygenerowanych poprzez ewentualne jego zwiększenie będą miały wpływ na nasze życie przez dziesięciolecia. Dlatego włączenie do procesu decyzyjnego rady fiskalnej i paneli obywatelskich jest jedynym sposobem na uśmierzenie, a przynajmniej zmniejszenie, narastających obaw Polaków o ich przyszłość.

__________________________________________________________________________________

Niezbędne definicje

Deficyt budżetowy – ujemna różnica między wpływami a wydatkami państwa w roku budżetowym. Kiedy wpływy przewyższają wydatki, państwo ma nadwyżkę budżetową.

Deficyt (lub nadwyżka) finansów publicznych – obejmuje nie tylko budżet zarządzany przez rząd, ale i budżety innych jednostek sektora finansów publicznych, m.in. samorządów. Kumulowany przez lata deficyt sektora finansów publicznych tworzy dług publiczny.

Sektor finansów publicznych – tworzą przede wszystkim organy władzy publicznej, w tym administracji rządowej, organy kontroli państwowej i ochrony prawa oraz sądy i trybunały, jednostki budżetowe, jednostki samorządu terytorialnego oraz ich związki, państwowe fundusze celowe, ZUS, KRUS, NFZ i szpitale publiczne, uczelnie publiczne i PAN.

Dług publiczny – to suma zobowiązań sektora finansów publicznych, m.in. zaciągnięte kredyty i pożyczki, obligacje rządowe i komunalne będące w obrocie. Dług powstaje dlatego, że państwo musi zbilansować swój budżet. Najczęściej emituje w tym celu obligacje skarbowe, może też sprzedawać (prywatyzować) swój majątek. Ostatnio państwa coraz częściej dodrukowują pieniądze niemające pokrycia w wartości PKB.

_________________________________________________________________________________

autor: Zbigniew Gajewski, partner THINKTANK 

 

 

 

 

 

 

 

POWRÓT ↵

 

 

 

 

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top