„New normal”, czyli współczesny język polski

Pisarzem zostałam z wyboru, więc nie jestem purystką językową. Język powstał przecież po to, by pomagać nam w efektywnej i szybkiej komunikacji. To właśnie z tego powodu, pewne organizacje czy grupy społeczne odczuwają silną potrzebę posiadania swojego, czasem nieco hermetycznego, wewnętrznego stylu porozumiewania się lub wręcz slangu.

Oczywiście na przestrzeni wieków oraz pod wpływem migracji, różne języki pomieszały się nieco ze sobą. A zatem i do naszego, polskiego, wkradły się obce zapożyczenia. Handel, stempel, knajpa, komputer, marketing i menedżer… Te słowa nikogo dzisiaj nie dziwią. Od dawna znajdują się w oficjalnym słowniku języka polskiego i mało kto pamięta ich zagraniczne pochodzenie. Z podobnych powodów język angielski w sposób naturalny zaczął w ostatnich latach dominować w technologii oraz innych dziedzinach naszego życia i nauki, szczególnie tych nowopowstałych. To praktyczne rozwiązanie, gdyż niektóre określenia nie mają swoich krótkich i zwięzłych odpowiedników w języku polskim. Zrozumiałe więc jest, że ich anglojęzyczne oryginały będą chętniej stosowane niż dosłowne tłumaczenia. Freelancer, inlfuencer albo, modne ostatnio, spotkanie online czy webinar brzmią atrakcyjniej i szkoda ich potencjału nie wykorzystać. Ma to również uzasadnienie o zabarwieniu psychologicznym, gdyż nazwanie kogoś „wolnym strzelcem” nie wygląda tak dobrze w życiorysie (zwanym z łaciny CV) jak freelancer. Z kolei influencer o wiele subtelniej sugeruje potrzebę uiszczenia opłaty za jego rekomendacje, niż nasz rodzimy i rażąco dosłowny: „ten, który wywiera wpływ”. Rozumiem także dlaczego moi znajomi pracujący w globalnych korporacjach rozmawiają o challengach i targetach. Nadal pamiętam jak sama to robiłam, dlatego gdy się spotkamy pytam ich z empatią o najnowszy deal.

 

Jest jednak różnica pomiędzy luźną rozmową, a słowem pisanym. W literaturze nie ma bowiem miejsca na słowa przypadkowe. Słowo wypowiedziane publicznie oraz słowo pisane zobowiązuje, gdyż jego celem nadrzędnym jest nie tylko dokładne oddanie tego, co autor tekstu miał na myśli, ale także – a może przede wszystkim – wzbudzenie konkretnych emocji. Gdy jednak czytam teksty napisane tak zwanym polskim językiem mieszanym, zaczynam odczuwać wyłącznie emocje negatywne, a przecież nie o takie emocje chodzi ich autorom. Przynajmniej nie zawsze. „Head of Growth firmy starupowej PolishBudMax wygłosił fantastyczny keynote speach na temat new normal oraz wellbeing i work-life balance w czasie pandemii”. To tylko jeden z przykładów, który wzbudził wyłącznie moją złość, choć zapewne zamierzeniem autora tekstu było dodanie nam otuchy i nadziei w trudnych czasach. Niestety nie byłam w stanie skupić się na treści, gdyż zbyt boleśnie przeżywałam jej formę. Pod artykułem nie znalazłam też ani jednego swojskiego: dziękuję, gratuluję czy świetny tekst, a wyłącznie: „kudos”, „congrats” lub „great job”, chociaż autorami pochwał byli Polacy. Nie ma też we mnie zrozumienia, ani tym bardziej przebaczenia, dla eksperta firmy doradczej, który prowadząc zdalne szkolenie na temat budowania marki osobistej w obszarze kultury i sztuki, powiedział do słuchaczy: „Pracuję w teamie i to jest moim assetem, więc jeśli tego nie wykorzystamy, to będzie clash”. Ja z takim ekspertem nie mam ochoty pracować, bo obawiam się, że z mojej marki osobistej wyszłaby wtedy podobna hybryda jak z używanego przez niego języka. I dopiero wtedy byłoby to prawdziwe starcie, niekoniecznie korzystne dla mnie…

 

Dlatego uczmy się języków obcych, by przy ich pomocy skutecznie porozumiewać się ze światem. Jednak do siebie i u siebie, starajmy się mówić i pisać po polsku. Cytujmy klasyków, lecz jednocześnie niech nasz język polski nie będzie zmieszany. Słowa kształtują rzeczywistość, dajmy więc naszemu językowi szansę, by wypowiedział z należytą starannością to, co naprawdę chcemy powiedzieć, a nie tylko to, co nam przysłowiowa ślina na język przyniesie. Bo przecież my nadal myślimy i śnimy po polsku. Wszak Polacy nie gęsi, a swój język mają, także w nowej rzeczywistości…

Autor: Agnieszka Dydycz, pisarz z wyboru, finansista z wykształcenia i doświadczenia, prezes i założyciel Fundacji Pomóżmy Dzieciom

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top