Posłani na pustynię

Znaleźliśmy się na pustyni. Jeśli dobrze przeżyjemy czas odosobnienia, mamy szansę opuścić nasze pustelnie wzmocnieni i może zjednoczeni. To dla nas okazja, ale też spore wyzwanie. Pustynia nie jest karą, jest raczej obietnicą – tylko przez nią możemy dostać się do Ziemi Obiecanej. Ostatecznie każdy z nas zostaje sam ze sobą, a to stwarza szansę na lepsze poznanie. Dla osób wierzących jest to poznanie w perspektywie Boga, dla niewierzących bardziej siebie czy przyjaciół.

Pandemia zmieniła naszą codzienność. Wiele osób podjęło pracę zdalną, zostając w mieście, w którym na co dzień pracuje. Często są zupełnie sami, z dala od rodziny i przyjaciół. Podobnie samotne czują się niektóre osoby starsze. Inni są ze swoimi rodzinami, ale zamknięci, wciąż wszyscy w tym samym, wąskim gronie. To może dawać poczucie wspólnoty, ale w takim ścieśnieniu łatwiej też o rozdrażnienie, zmęczenie, frustrację. Wszystkie nasze niedociągnięcia, słabości i przywary widać jak na dłoni. Czasami my-kapłani mówimy przed świętami do wiernych: „Będą święta, długo będziemy z rodziną: postarajmy się nie pokłócić”. Rzadko kiedy mamy okazję przeżyć tyle czasu razem, jednak teraz jesteśmy ze sobą stale, do zmęczenia w naszych małych wspólnotach – niemal na siebie skazani. I to bycie ze sobą staje się prawdziwym wyzwaniem. Ostatecznie możemy zacząć albo bardziej się kochać, albo mieć siebie bardziej dość.

Już dziś mówi się o pandemii, że jest kryzysem jednym z największych w historii ludzkości. Warto zwrócić uwagę na samo słowo „kryzys”. Pochodzi ono od greckiej krisis (κρίσις) i oznacza  punkt zwrotny, nagłą zmianę, sąd, wybór, tłumaczenie, wyjaśnienie, badanie. Okazuje się, że nasze potoczne skojarzenia ze zmaganiem się i walką są dopiero którymiś z kolejnych znaczeń tego słowa, wcale nie pierwszoplanowymi. Jestem przekonany, że obecny kryzys powinniśmy potraktować jako szansę i starać się odkryć jego głęboki wymiar. Nie chodzi mi o to, aby nadawać na siłę jakieś konkretne znaczenie obecnej, ciężkiej sytuacji, lecz raczej o to, by wyciągnąć z niej naukę. Ostatecznie od nas zależy, jak się zachowamy i co zrobimy z własnym życiem.

Choć zostajemy w domu i jesteśmy pozbawienie wielu form aktywności zewnętrznej, możemy skoncentrować się na aktywności wewnętrznej. Odwołując się do św. Jana od Krzyża możemy powiedzieć, że jest to czas oczyszczenia biernego. Warto się zatrzymać i zadać sobie aktywnie kluczowe dla życia pytania: o to, jakim jestem mężem czy żoną? jakim jestem księdzem i pasterzem? jak zachowuję się na zewnątrz, poza kręgiem moich najbliższych? czy dbam o drugiego człowieka – o to, aby nie został zarażony i nie poczuł się zagrożony?

W sposób naturalny w sytuacji takiej, jak obecna pojawiają się strach, lęk, niekiedy panika, miejmy nadzieję, że nie rozpacz. Trzeba mieć tego świadomość oraz starać się ułatwiać sobie i innym przeżycie trudnego czasu tak, aby na koniec pandemii osiągnąć resilience – formę odporności, pewnej elastyczności i zdolność odreagowania, co pozwoli nam pozytywnie rozwiązać kryzys i dobrze funkcjonować. Do tego konieczne są trzy elementy. Po pierwsze, realizm w opisie rzeczywistości. Po drugie, mocne wyznawanie wartości i silne do nich przekonanie. Po trzecie, zdolność improwizacji rozumianej jako umiejętność dostosowywania się do nowych i zmiennych warunków. Dzięki tej elastyczności mamy szansę nie tylko przetrwać kryzys, ale też wyjść z niego z poczuciem sensu i nadziei. To jednak wiąże się ze spojrzeniem w nasze wnętrze i koniecznością odpowiedzi na pytanie o nasze intencje oraz motywacje.

Kryzys stanowi również szansę dla przedsiębiorczości – okazję do przemyślenia strategii biznesowej, ale w tym najgłębszym aspekcie. Na ile jesteśmy zapobiegliwi? Jak myślimy o naszym zespole? Jak traktujemy naszych współpracowników – czy oni są celem, czy jedynie środkiem do celu? Czy pogoń za zyskiem i dobrobytem nie przesłoniła nam człowieka? W jaki sposób układać stosunki otwarcie i uczciwie? To niełatwe pytania, ale nie można ich nie zadać w obliczu śmierci, z którą mamy do czynienia, oraz ludzi, którzy nie wyjdą łatwo z kryzysu.

Mam nadzieję, że po pandemii będziemy inni – odmienieni i pogodzeni. Czy się to uda, zależy od naszego nawrócenia i od tego, czy jesteśmy gotowi, aby trochę naszego „ja” i „ja wiem lepiej” umarło na rzecz „ty” i tego, że „ja mogę nie mieć racji”. Jest nadzieja, że pandemia skłoni nas do większej pokory. Do tej pory wydawało nam się bowiem, że jesteśmy panami własnego losu, rządzimy światem. Wielokrotnie bywaliśmy pyszni. Ten czas ma szansę przemienić nasze nastawienie. Oczywiście nie sądzę, że zwalczymy pychę całkowicie, ale będziemy umieli dostrzec jej przejawy i w porę je eliminować. Patrząc na dwie postaci z ewangelii: Judasza i Piotra możemy wybrać, czy po zdradzie chcemy przyjąć postawę pychy, ale w konsekwencji rozpaczy, czy raczej pokory i zaufania, i prośby o wybaczenie, gotowości zmiany siebie. Nasze intencje są więc tu kluczowe.

Może okaże się, że po pandemii będziemy umieli ze sobą rozmawiać, nawet wtedy, gdy nie będziemy się ze sobą zgadzać. Mam nadzieję, że zmieni się nasze myślenie o bliźnich i nie będziemy już tak łatwo wykluczać, posługując się kategoriami „moi” – „obcy”. Może uda nam się troszeczkę zwolnić, popatrzeć na siebie spokojnie, a po ludzku zacząć rozmawiać i wymieniać poglądy. Uznać, docenić, a w końcu powiedzieć coś dobrego o drugim. Szukać dobra. Wiem, że to trochę głos wołającego na puszczy, ale jest nadzieja. Warto podjąć wyzwanie. Pomóc nam może Zmartwychwstanie; pytanie, czy zechcemy w nie uwierzyć.

autor: prof. Franciszek Longchamps de Bérier

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top