W Davos o Ukrainie

 

Światowe Forum Ekonomiczne w Davos odbyło się w tym roku znów tradycyjnie, czyli nie online, ale jednak inaczej, bo bez Rosji. Było to w oczywisty sposób konsekwencją wojny. Rozmawialiśmy głównie o Ukrainie i świecie po pandemii, a także skutkach tych wydarzeń, takich jak widmo głodu i nowej zimnej wojny. Jesteśmy w wyjątkowo skomplikowanym momencie historii, przed ludzkością liczba i skala problemów, których jeszcze nie przerabialiśmy. Nasze decyzje będą miały skutki globalne. To również ogromne wyzwanie dla Polski.

 

Organizowane od ponad pół wieku Światowe Forum Ekonomiczne zyskało wyjątkową pozycję z kilku powodów. Po pierwsze, zjeżdżano się do Davos pod koniec stycznia, czyli otwierano rok, rozmawiając o sytuacji globalnej, wyzwaniach i trendach. Z biegiem lat zaczęli tam się pojawiać przywódcy polityczni najważniejszych krajów świata oraz elita biznesowa. Przez ostatnie trzy dekady zmieniła się struktura uczestników. Kiedy zacząłem jeździć na Forum, 50 procent gości przybywało z Europy, 30 procent ze Stanów Zjednoczonych, 20 procent zaś z Azji. Obecnie aż 70 procent to Azjaci, 20 procent Amerykanie i tylko 10 procent Europejczycy. To wiele mówi o drodze, którą podąża świat.

 

 

ZACHÓD A ROSJA

Wszyscy zdają sobie sprawę z wagi wojny w Ukrainie dla międzynarodowego układu sił. Nie oznacza to jednak jedności opinii Zachodu na ten temat. W Davos można było zauważyć dwa podejścia – część krajów chce Rosję maksymalnie przycisnąć, część jak najszybciej zawrzeć pokój.

Pierwszą postawę dobrze oddają deklaracje prezydenta USA Joe Bidena: to jest wojna między demokracją a autokracją, światem  wolności i zniewolenia, dobrem i złem. W moim przekonaniu tak faktycznie jest. Ten konflikt ma charakter nie tylko polityczny, ale i aksjologiczny, dotyczy wartości. Putin zakwestionował to, co nam, obywatelom zachodniego świata jest tak bliskie – prawo do życia w niepodległym państwie,  do samostanowienia. Polityka Rosji jest zagrożeniem dla Europy, w tym Polski i krajów bałtyckich, bo Kreml chce  kontrolować tereny, które uznaje za swoją strefę wpływów. Putin od dłuższego czasu prowadzi wojnę informacyjną, mającą na celu osłabienie Unii Europejskiej i całego Zachodu, którego szczerze nienawidzi. Paradoksalnie jednak wojną osiągnął odwrotny skutek – Sojusz Północnoatlantycki Zachód został wzmocniony a instytucje europejskie zaczęły sprawnie i szybko podejmować decyzje w kluczowych dla Ukrainy sprawach, na przykład sankcji. To niezwykle ważne dla stabilności strategicznej i gospodarczej Europy.

Drugie podejście najlepiej obrazuje wystąpienie wygłoszone na Forum przez Henry’ego Kissingera – byłego sekretarza stanu USA i architekta amerykańskiego zwrotu ku Chinom w latach 70-tych. Jego zdaniem Rosja przez ostatnie 400 lat odgrywała zasadnicze znaczenie dla równowagi sił i bezpieczeństwa Zachodu. Co więcej, jest najbliższym sąsiadem zarówno Europy jak i USA. A skoro nie można jej całkowicie pokonać, bo jest mocarstwem nuklearnym, trzeba się z nią dogadać. Rozmowy pokojowe powinny nastąpić rychło – w ciągu dwóch, trzech miesięcy – gdyż później czeka Zachód, a zwłaszcza starą Europę trudna zima. Z Kissingerem już dziś zgadza się spora część Amerykanów i zachodnich Europejczyków. Jego stanowisko będzie zyskiwało zwolenników proporcjonalnie do coraz boleśniejszego odczuwania negatywnych skutków wojny i rosnącego zmęczenia tym tematem.

 

PRZYSZŁOŚĆ UKRAINY

Putin jest zdeterminowany, żeby wygrać, i  ma spore poparcie społeczne. Pełna wygrana oznacza przejęcie kontroli nad całą Ukrainą i utrwalenie tam rosyjskiej strefy wpływów. Ten scenariusz wydaje się trudny do osiągnięcia, dlatego Kremlowi może wystarczyć zajęcie Ługańska, Doniecka oraz pasa łączącego Rosję z Krymem. Wtedy będzie gotowość do zawarcia rozejmu.

Po stronie ukraińskiej tej gotowości nie ma, jeśli miałoby to oznaczać utratę wschodniej części państwa. Ukraińcy wierzą, że wygrają. Prognozy zapowiadające ich szybką przegraną okazały się absolutnie nieprawdziwe. Ukraińcy walczą lepiej niż ktokolwiek mógł sądzić a poziom wykorzystania sprzętu, jaki otrzymują od Zachodu jest większy niż w wojskach NATO. Chcą walczyć i pozbyć się Rosjan z całego terytorium państwa, włącznie ze obwodem Ługańskim i Donieckim. Obstają przy integralności terytorialnej zapisanej w traktatach międzynarodowych, a zatem łącznie z Krymem i Donbasem.

Nie ma dziś żadnego polityka ukraińskiego, który by proponował pójście na jakiś kompromis. Występuje jednak czynnik „duszenia ekonomicznego”, który może obniżać wysokie morale i wolę walki.  Ukraina jest niszczona, a trudności coraz bardziej odczuwalne przez obywateli. Wojna zdestabilizowała państwo oraz poważnie naruszyła strukturę społeczną i gospodarczą. 14 milionów Ukraińców musiało opuścić swoje domy i się gdzieś przemieścić. To tworzy kolosalne napięcia społeczne. 5 milionów wyjechało za granicę, głównie kobiety z dziećmi.  Zwiększa to gotowość mężczyzn do walki, gdyż nie muszą się martwić o życie swoich rodzin, ale może trwale zaburzyć tkankę społeczną narodu, jeśli te osoby nie wrócą.

 

 

Przy braku rozstrzygnięcia na polu walki, wojna może trwać lata. Będzie oddziaływać nie tylko na nasz region, ale i na cały świat. Już dziś widzimy gigantyczne problemy energetyczne w Europie i widmo głodu w niektórych krajach Afryki i Azji ze względu na blokadę dostaw zboża z Ukrainy. A to wierzchołek góry lodowej, bo ten mało znany kraj okazał się niezwykle ważnym producentem w globalnej gospodarce.

Wyzwaniem dla Zachodu jest także konieczność stałego wspierania Ukrainy militarnie, humanitarnie i pieniężnie. Utrzymanie płynności finansowej tego państwa wymaga około 6 miliardów dolarów miesięcznie. Na jego odbudowę już teraz potrzeba ok. 500 mld euro, nie wiadomo jednak, skąd wziąć takie pieniądze. Sytuacja może wyglądać jeszcze gorzej zimą, bo dojdzie jeszcze widmo katastrofy humanitarnej.

To wszystko może skłonić ukraińskich polityków do poszukiwania rozwiązań kompromisowych. Musi jednak się pojawić jakiś istotny czynnik, który skłoniłby obie strony do podjęcia poważniejszych rozmów, na przykład odbicie Chersonia przez Ukrainę.

 

PRZYSZŁOŚĆ ROSJI

Wojna zakończy się wtedy, gdy ludzie na Kremlu zdadzą sobie sprawę, że popełnili historyczny błąd i muszą się jakoś z tego wycofać. Kto może Putina skłonić do takiej refleksji lub zrobić pałacowy przewrót? Zasadniczo są trzy grupy, które mogłyby tego dokonać. Pierwsza to generałowie, bo doskonale wiedzą, że wojna nie przebiega pomyślnie a za brak sukcesów są wsadzani do więzienia. Druga to oligarchowie, którzy na skutek sankcji tracą właśnie pokaźną część swoich majątków i choć korzystali z parasola ochronnego Putina, teraz mogą się przeciwko niemu zbuntować.

Trzecia grupa to społeczeństwo. Putin nie bez powodu korzysta na polu walki głównie z młodzieży z Syberii – przede wszystkim Buriatów i Czeczenów z Kaukazu. Do tej pory nie ogłoszono powszechnej mobilizacji, bo do wojska trafiać wtedy będą młodzi mężczyźni z Petersburga i Moskwy, co może pociągnąć za sobą negatywne dla Putina konsekwencje. Oni na co dzień korzystają z internetu, wiedzą co się dzieje w Ukrainie i nie pójdą na wojnę, żeby ginąć za chore idee swojego przywódcy. O ile obecnie trudno oczekiwać w Rosji masowych protestów pomimo obniżenia poziomu życia, o tyle powszechna mobilizacja mogłaby spowodować nawet rosyjską odmianę „majdanu” na Placu Czerwonym.

 

PRZYSZŁOŚĆ RELACJI CHIŃSKO-ROSYJSKICH

Chiny nie uwikłały się jeszcze w wojnę na Ukrainie, więc mogłoby odegrać konstruktywną rolę mediatora. Znaczenie tego państwa jest ogromne – to stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, druga gospodarka świata i największa populacja. Pekin jednak prowadzi podwójną grę. Chiny nigdy nie akceptowały podważania integralności terytorialnej ze względu na kwestię Tybetu i Xinjiangu, nie mogą więc zaakceptować inwazji na Ukrainę. Jednocześnie jednak, dążą do zajęcia Tajwanu. Wojna z jednej strony stwarza ku temu szerszą możliwość ze względu na aktualne zaangażowanie USA w Europie. Z drugiej – wskazuje na jednoznaczną reakcję Zachodu i determinację we wprowadzaniu sankcji, które uderzyłyby w Chiny znacznie mocniej niż w Rosję, przez zamrożenia lub odcięcia w globalnych łańcuchach dostaw, które z reguły kończą się właśnie w Chinach.

Wojna zamiast wzmocnić, osłabia Rosję i odsuwa ją skutecznie od Zachodu. Dla Pekinu to oznacza wpadanie jej w uzależnienie od siebie i możliwość przemodelowania jej gospodarki w stronę szerszego korzystania z technologii i rozwiązań chińskich. Jednocześnie, Rosja już dziś daje Chinom istotne rabaty na dostawy surowców energetycznych (30 proc. taniej), a  Syberia kusi ten przeludniony kraj swoją wielką pustą przestrzenią.

Chińczycy są przekonani, że w przyszłości światem będą rządzić oni i Amerykanie. Relacje tych dwóch krajów będą trudne, ale nie muszą przyjąć formy nowej zimnej wojny. W niektórych sprawach będzie rywalizacja, a nawet otwarty konflikt, w innych chłodna kalkulacja prowadząca do współpracy. Wyłania się powoli nowy bipolarny układ i posiadanie po swojej stronie osłabione Rosji będzie wielkim atutem. Dlatego Pekin nie spieszy się z parciem do zakończenia tej wojny.

 

 

BIAŁORUŚ I KAZACHSTAN

Białoruś ze względu na sytuację osobistą Łukaszenki znajduje się całkowicie pod kontrolą Rosji. Warto jednak zauważyć, że do tej pory wojska białoruskie nie zostały użyte w wojnie przeciwko Ukrainie. Powodem są wątpliwości Rosjan co do zachowania żołnierzy i dowódców białoruskich na polu walki. Nie można wykluczyć, że białoruska armia mogłaby się podzielić – część jednostek walczyłaby po stronie rosyjskiej a część po ukraińskiej. Rosja woli więc uniknąć takiego scenariusza.

Los Białorusi zależy od wydarzeń w Rosji. Jeżeli Putin pozostanie przy władzy, Łukaszenka będzie zmuszony oddania suwerenności na rzecz Rosji. Jeśli wojna będzie trwała dalej, szanse na działanie i poważniejszą reakcję białoruskiego społeczeństwa są niewielkie.

Trochę inna sytuacja jest w Kazachstanie. W styczniu tego roku, prezydent tego kraju – Kasym-Żomart Tokajew – podczas zamieszek poprosił o pomoc sojuszników z Układu o Zbiorowym Bezpieczeństwie. Decyzja o wezwaniu pomocy była spowodowana tym, że Tokajew nie ufał swoim dowódcom ze względu na trwającą rozgrywkę z poprzednim prezydentem – Nursułtanem Nazarbajewem. Z pomocą pospieszyły oddziały rosyjskie, białoruskie i armeńskie. Jednak po uporaniu się z niepokojami społecznymi obce wojska szybko zostały odesłane do domu.

Tokajew ma świadomość, że w koncepcji „wielkiej Rosji”, którą chciałby realizować Putin, to, co spotkało Ukrainę, może spotkać również Kazachstan. Warto zwrócić uwagę, że około 20 procent mieszkańców tego kraju to Rosjanie. Tokajew chce prowadzić politykę niezależną i na tyle otwartą, by w momencie próby otrzymać jakąś pomoc ze strony Zachodu bądź Chin. Kazachstanu nie da się łatwo wchłonąć. Ponadto, tamtejsze władze są zdania, że wojna w Ukrainie to tragiczny błąd a jego konsekwencje już w tej chwili wydają się dramatyczne.

 

CO Z POLSKĄ?

Polska w odpowiednim czasie wsiadła do dwóch najważniejszych pociągów: w 1999 roku weszliśmy do  NATO a w 2004 roku do Unii Europejskiej. Byłem wtedy Prezydentem RP. Nasz kraj musi teraz wzmocnić swoje bezpieczeństwo, ale bez osłabiania naszej pozycji w polityce europejskiej. Nie powinniśmy działać przeciwko własnym interesom, lecz je realizować. Jedną z dróg byłoby wejście na pozycję wiodącej siły politycznej w Unii Europejskiej i walka o utrzymanie jedności tego bloku. To się niestety nie dzieje.

Pod względem gospodarczym poważnym zagrożeniem jest inflacja, która w przypadku jej dalszego dużego wzrostu może oznaczać wejście w recesję. Skutkiem byłoby osłabienie naszego kraju ze wszystkimi tego konsekwencjami. To wyzwanie, które wymaga wielkiej odpowiedzialności, dobrej polityki i realizmu.

 

Tekst powstał na podstawie Briefingu Warszawa-Davos „Co dalej z Ukrainą?”, zorganizowanego przez Centrum Stosunków Międzynarodowych, ośrodek THINKTANK, Fundację Amicus Europae oraz Fundację im. Friedricha Eberta, którego gościem specjalnym był Aleksander Kwaśniewski.

 

 

POWRÓT ↵

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top