Napływ uchodźców z Ukrainy zmienia Polskę

 

Wojna. Wojna tuż za naszą wschodnią granicą. I wielki, bezprecedensowy napływ ukraińskich uchodźców do Polski. Nasze społeczeństwo zareagowało na ten kryzys znacznie szybciej niż rząd. Nie empatycznymi deklaracjami, tylko równie bezprecedensową, realną pomocą, z osobistym zaangażowaniem setek tysięcy wolontariuszy oraz materialnym i finansowym wkładem co najmniej 2/3 Polaków. Jednak na ile wystarczy nam siły i cierpliwości w tym pomaganiu? Jak ułożyć relacje z przybyszami w dłuższym okresie? Co zrobić, aby ich pobyt w Polsce był obopólnie korzystny? 

 

Polską granicę z Ukrainą przekroczyło dotąd ok. 2,5 mln uchodźców. Spora część z nich już pojechała lub wkrótce pojedzie dalej, ale 1,2-1,6 mln zostaje nas i będzie czekać na zakończenie działań wojennych. Do tego trzeba pamiętać o obecności w Polsce ok. 1 mln Ukraińców, którzy przyjechali do nas pracować już wcześniej, przed wybuchem wojny. Jakie skutki społeczne i ekonomiczne zrodzi ta sytuacja? Czy przysłowiowa polska gościnność może zamienić się w niechęć do przyjezdnych? Czy polska gospodarka skorzysta na nowej fali przyjazdów Ukraińców? Czy zdamy ten niezwykle trudny egzamin?

 

Rozmawialiśmy o tym w dyskusji z cyklu THINKTAK Live Talks 24 marca br.
Wzięli w niej udział:

  • Prof. Maciej Duszczyk, Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, od lat związany z Ośrodkiem Badań nad Migracjami UW
  • Agnieszka Kosowicz, założycielka i prezeska Fundacji Polskie Forum Migracyjne
  • Piotr Wielgomas, Prezes BIGRAM S.A.

Dyskusję prowadził Zbigniew Gajewski, Partner THINKTANK.

 

 

Pierwsze reakcje Polaków

Tak, wojna w Ukrainie zmienia także Polskę. Prof. Maciej Duszczyk akcentuje, że mamy do czynienia z sytuacją, której Europa nie widziała od drugiej wojny światowej. W bardzo krótkim czasie po rozpoczęciu rosyjskiej agresji polski rząd podjął decyzję, żeby otworzyć granicę dla wszystkich uchodźców, niezależnie od posiadanych przez nich dokumentów. To był oczywiście dobry ruch, ale dziś widać, że nikt sobie wtedy nie zdawał sprawy z rozmiarów nadchodzącej fali uchodźczej. On sam zapytany pod koniec stycznia, ilu może być uchodźców, gdyby wybuchła wojna na Ukrainie, prognozował, że w pierwszym okresie nawet około miliona. Ale dopowiadał, że Polska jest przygotowane na przyjęcie 150 tys., może 200 tys. migrantów, a reszta będzie musiała wyjechać do innych państw członkowskich Unii Europejskiej lub poza Europę.  

Dziś przyznaje, że nie docenił ani skali migracji, ani nie spodziewał się tego gigantycznego ruchu społecznego, który stworzyli spontanicznie Polacy. Jego zdaniem fenomen tego zachowania polega na tym, nikt nim nie sterował. Ktoś nagle poszedł do sklepu, kupił jakieś jedzenie, zawiózł na dworzec i zaczął rozdawać. Inny miał wolny pokój, bo syn wyprowadził się miesiąc temu, więc bez zastanowienia zaoferował go potrzebującym. Jeszcze inni ludzie mają pensjonat i jest martwy sezon, więc go po prostu otworzyli dla uchodźców. Setki tysięcy takich indywidualnych decyzji złożyły się na coś, co można nazwać spontanicznym zarządzaniem kryzysem migracyjnym. A to pozwoliło uniknąć kryzysu humanitarnego, choćby ogromnych rzesz bezdomnych uchodźców.

Warto docenić też rolę Ukraińców, którzy pracowali u nas przed wybuchem konfliktu.  Oni też pomogli rodzinom i przyjaciołom ulokować się w Polsce. Ważna była ponadto reakcja Unii Europejskiej, która od razu umożliwiła uchodźcom swobodne przemieszczanie się po wszystkich krajach członkowskich, początkowo w ciągu 90 dni, a obecnie już przez cały rok.

 

 

Prezes Agnieszka Kosowicz podziela opinię, że to co się dzieje u nas w związku z wojną w Ukrainie jest doświadczeniem unikatowym. Jej fundacja ma m.in. kontakt z zagranicznymi osobami i organizacjami, które przyjeżdżają do Polski pomagać Ukraińcom. Pracownicy jej fundacji spotykają się z pełnymi zdumienia reakcjami cudzoziemców na skalę zaangażowania polskiego społeczeństwa. Mówią, że choć mają doświadczenie z różnych kryzysów migracyjnych, uczą się od nas czegoś zupełnie nowego.

Żywiołowa reakcja naszego społeczeństwa na falę uchodźców przerosła jego najśmielsze oczekiwania Prezesa Piotra Wielgomasa.  Poczuł wręcz dumę z bycia Polakiem. W jego opinii także polski biznes zachował się niezwykle odpowiedzialnie, na wielką skalę przyłączając się do współorganizacji i współfinansowania pomocy Ukraińcom. Sam miał przyjemność gościć u siebie w domu trzy panie z Ukrainy, który potem pojechały do Portugalii, a tę podróż zorganizował dla nich inny przedsiębiorca i też zapłacił za wszystko. Są tysiące przykładów, jak firmy pomagają, jak dostarczają paczki, organizują przewozy i zakwaterowanie. Jego firma BIGRAM S.A. wraz z Bankiem Gospodarstwa Krajowego organizuje Centrum Pomocy Ukraińcom na rynku pracy, bardzo duży projekt mający ułatwić zatrudnienie gości.

 

Ile potrwa szlachetny poryw

Ale na jak długo wystarczy Polakom ich tego zapału? To dziś jedno z kluczowych pytań. Nikt nie wie, jak i kiedy zakończy się wojna w Ukrainie i jak długo zostaną u nas uchodźcy. Ilu z nich zechce wrócić i odbudowywać swój kraj, a ilu ułoży sobie życie w Polsce. Czy istnieją jakieś przykłady podobnych zachowań społecznych w innych regionach świata mogące pomóc nam odpowiedzieć na pytanie, jaka może być wytrzymałość polskiego społeczeństwa w tej sytuacji? Czy uda się uniknąć zobojętnienia i być może niechęci wobec uchodźców?

Agnieszka Kosowicz uznaje te pytania za ważne, ale jednocześnie sądzi, że to my sami musimy sobie odpowiedzieć, jaką mamy wyporność, ilu jeszcze jesteśmy w stanie przyjąć ludzi i do czego jeszcze jesteśmy zdolni jako społeczeństwo. I wierzy, że poradzimy sobie z każdym kolejnym wyzwaniem, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć. Bo po tym, co do tej pory zrobiliśmy, nie możemy się zniechęcić.

Jednocześnie prezes A. Kosowicz zdaje sobie sprawę, że jakaś część społeczeństwa może już czuć się zmęczona. Wśród części osób, które goszczą uchodźców w swoich domach, obserwuje się wyczerpanie i poczucie bezsiły, a przyczyną jest zbyt długi brak wsparcia ze strony władz. Teraz rząd ma już ustawę i udziela pomocy przyjmującym, ale ta decyzja niepotrzebnie została opóźniona.

 

 

Trzeba też realistycznie zakładać, że to naturalne zmęczenie obecnością obcego człowieka w domu z czasem będzie jeszcze narastać. Oczekiwania, że Polacy nieograniczenie długo będą gościli Ukraińców u siebie na sofach i w wolnych pokojach, jest nazbyt optymistyczne. To nie ma szans zrealizowania się w masowej skali. Wszyscy, nie tylko gospodarze, ale przecież i goście, potrzebują prywatności, intymności, choćby po to, aby swobodnie zrobić pranie i powiesić je w salonie.

Prezes Kosowicz podkreśla, jak ważne jest, aby nie wymagać od ludzi heroizmu, tylko otwarcie im przyznawać, że mają prawo do prywatności i prawo do odczuwania zmęczenia. To jest pole dla działań państwa i szybkiego wypracowania sposobu wyjścia z tej sytuacji. Obywatele spontanicznie pomogli, kiedy rząd dopiero się organizował do działania, a teraz pora na ruch administracji. 

Zdaniem prezesa Piotra Wielgomasa dzisiaj rzeczywiście wielu z nas możemy odczuwać chaos i czuć się trochę zmęczeni, bo działamy na adrenalinie, ale nasza empatia wcale się nie skończy i nadal będziemy pomagać gościom z Ukrainy.

 

Rząd a społeczeństwo obywatelskie

Organizacje pozarządowe i środowiska wolontariackie zaangażowane w pomoc uchodźcom zgodnie krytykują administrację rządową za spóźnione i nieadekwatne reakcje na stale przyrastającą falę Ukraińców w pierwszych tygodniach wojny. Zauważają, że polski rząd odnosi ewidentne korzyści polityczne z międzynarodowego uznania, z jakim spotyka się spontaniczne zaangażowanie polskiego społeczeństwa. Choćby tylko z tego powodu oczekiwana jest jego bardziej aktywna rola w zarządzaniu sytuacją kryzysową.

Agnieszka Kosowicz sugeruje, że rząd powinien lepiej identyfikować obszary, w których jest niezbędny oraz przekazywać środki finansowe tym organizacjom i środowiskom, które już udowodniły swoją sprawczość.  Według niej właściwa odpowiedź rządu na kryzys humanitarny polega przede wszystkim na tworzeniu dobrych przepisów i kreowaniu rozwiązań systemowych w tych obszarach, gdzie są one niezbędne. Na przykład pilnym zadaniem jest ułatwianie relokacji ludzi na obszarze całego kraju, bo niektóre miasta, chociażby Warszawa, są już zatkane i nie mają wolnej przestrzeni do zakwaterowania kogokolwiek. Natomiast w wielu mniejszych miejscowościach jest jeszcze sporo wolnych miejsc. Systemowo trzeba też zorganizować dostarczanie konkretnych usług: schronienia, wyżywienia, pomocy medycznej czy informacji.

 

 

Zdziwienie uczestników debaty budzi fakt, że rząd polski oczekuje od Unii Europejskiej dodatkowych środków finansowych, a jednocześnie nie zabiega o relokację uchodźców. Prof. Maciej Duszczyk przypuszcza, że bardziej niż o pomaganie czy zarządzanie kryzysem chodzi o korzyści polityczne, które rządzący dostrzegli w tej sytuacji. Podkreśla też, że dzięki zgodzie UE na swobodne poruszanie się przez Ukraińców w jej granicach relokacja i tak się odbywa samorzutnie, bez sterowania przez rządy.

Nasi dyskutanci są zdania, że rząd powinien szybko znowelizować ustawę o pomocy uchodźcom. Ma ona braki, które trzeba uzupełnić. Prof. Duszczyk doradza, aby wcześniej urzędnicy skorzystali z wiedzy i doświadczenia osób z sektora pozarządowego, które zajmują się pomaganiem w praktyce i oferuje swoja pomoc w wyborze takich konsultantów. Na pewno nowa ustawa powinna lepiej niż obecna podzielić zadania rządu, samorządu, organizacji społecznych i społeczeństwa obywatelskiego w zarzadzaniu kryzysem migracyjnym oraz ustalić relacje między nimi.

Ważne jest też jak najszybsze zorganizowanie edukacji wszystkich ukraińskich dzieci w wieku szkolnym oraz opieki nad młodszymi. Bez tego ich matki nie pójdą do pracy, nie staną się niezależne materialnie i nie poczują się potrzebne. Dobrym pomysłem jest zorganizowanie zdalnego nauczania ukraińskich dzieci w oparciu o ukraińskie programy.

Konieczne są bezpośrednie kontakty i kooperacja z pracodawcami. Bez ich zaangażowania nie uda się właściwie zorganizować procesu adaptacji Ukraińców do pracy w polskich firmach. To nie są przecież te same procesy, które opracowano dla polskich bezrobotnych.

Prof. Duszczyk ocenia, że pożytecznym pomysłem jest przyznanie ukraińskim rodzinom zasiłku 500+. Chodzi nie tylko o pomoc finansową. Sięgnięcie po nią wymaga przecież takich kroków, jak uzyskanie PESEL, założenie konta bankowego, złożenie wniosku online. Ta właśnie dokonuje się miękka integracja przybyszów, która w dodatku może mieć pozytywne następstwa. Bo jak goście to zobaczą, będą chcieli podobnych rozwiązań u siebie, po powrocie na Ukrainę.

 

Jak będzie dalej

Agnieszka Kosowicz zauważa, że mimo ułatwień w podróżowaniu po UE gotowość przybyłych do Polski Ukraińców do jechania dalej wcale nie jest tak wielka, jak nam się wydawało.  Zachód nie okazał się dla nich aż tak atrakcyjny.  To zaskakuje nie tylko nas, ale i naszych partnerów z krajów zachodnich, kiedy przysyłają samochody, samoloty, pociągi, aby zabierać uchodźców do siebie. To jest fenomen, który wymaga głębszej analizy.

Piotr Wielgomas jednak się temu nie dziwi. Dla Ukraińców to my jesteśmy Zachodem. Nie powinniśmy mieć na tym tle kompleksów. Od 20 lat nasze ulice zbytnio nie różnią się wyglądem od niemieckich. Dzięki dotacjom unijnym mamy świetnie rozwiniętą infrastrukturę, drogi, autostrady, linie kolejowe i dworce. Zmieniła się też nasza mentalność i podejście do pracy. W Ukrainie wiele zachowań u nas już nieakceptowalnych społecznie, jak dawanie łapówek w urzędach, jest codziennością. Są jeszcze inne różnice mentalnościowe. Gdy do naszych gości podchodzi ktoś obcy, by zaoferować pomoc, reakcją jest zwykle podejrzliwość. Bo w Ukrainie często wiązało się to z próbą naciągania lub oszustwa. Powinniśmy o tym wiedzieć i podchodzić do gości z dużą empatią. Ale mimo tych wszystkich różnic Polacy są Ukraińcom bliżsi niż społeczeństwa zachodnie.  

Jeśli jednak pobyt w Polsce ok. 1,5 mln (na początku kwietnia) ukraińskich uchodźców się przedłuży na wiele miesięcy albo i lat, pojawią się problemy – mówili zgodnie uczestnicy dyskusji. Agnieszka Kosowicz wskazuje jedno z pól potencjalnych napięć. Z Ukrainy trafia do nas cały przekrój tamtego społeczeństwa. Przenoszą się też firmy, menedżerowie, biznesmeni, a więc ludzie zamożni. Dla Polaków, którzy otwierają przed nimi swoje domy, relacja z nimi może być bardzo trudna. Bo niby naród poszkodowany, a mają lepsze samochody, drogie zegarki czy laptopy.

 

Nieoczywiste skutki gospodarcze

Prezes Piotr Wielgomas uważa, iż w dłuższym okresie ukraińscy przysłużą się bardzo polskiej gospodarce, m.in. pomogą uzupełnić nasz deficyt rąk do pracy. Do Polski przyjechało przecież ponad milion głównie młodych osób gotowych pracować, o czym świadczą kolejki po PESEL. Przenosi się do nas ukraiński biznes. Jeśli ci ludzie tu zostaną, będą bardzo mocno popychali nasz wzrost gospodarczy.  

Prof. Maciej Duszczyk przestrzega jednak przed takimi oczekiwaniami. Z powodu zmian klimatycznych i wojen przez nie wywoływanych na świecie jest coraz więcej migrantów. Jednak państwa ich przyjmujące nie mogą kierować się korzyściami ekonomicznym, które z tego powodu odniosą ich gospodarki. Powinny mieć na względzie przede wszystkim aspekt humanitarny. A w naszej obecnej sytuacji powinniśmy wręcz marzyć, żeby wojna się jak najszybciej skończyła. I żeby większość z naszych gości z Ukrainy, wyposażona w dobre zdanie o Polsce, wyposażona może w dodatkowe umiejętności, które u nas zdobyli, wróciła do siebie i wzięła udział w odbudowie zrujnowanego kraju i budowie silnej, prozachodniej, wolnorynkowej i demokratycznej Ukrainy. Bo to jest w żywotnym interesie Polski.

 

 

W opinii prof. Duszczyka Polska i cała UE ma wielkie zobowiązane moralne i ekonomiczne, żeby wspierać Ukrainę na wszystkich polach, także we wzmacnianiu kapitału ludzkiego. Dlatego nie powinniśmy się starać, żeby przejąć na stałe np. 50 tys. ukraińskich informatyków, bo to oznaczałoby osłabienie szans rozwojowych naszego wschodniego sąsiada. Zwłaszcza że społeczeństwo Ukrainy starzeje się dużo szybciej niż polskie.

Zdaniem prezesa P. Wielgomasa większość osób przyjeżdżających do Polski chce szybko stanąć na własnych nogach i zarabiać na utrzymanie. Nikt ich do tego nie zmusza ani siłą nie chce zatrzymywać w naszym kraju. Dlatego jak najszybciej trzeba stworzyć warunki, by Ukraińcy znajdywali pracę. Biznes jest na to otwarty, ale rząd powinien pomóc organizując na wielką skalę kursy języka polskiego i tworząc system relokacji poszukiwanych pracowników do miejsc, gdzie są potrzebni.  Kiedy uda się zatrudnić wszystkich tych, których gospodarka potrzebuje i którzy tego chcą, będzie to sytuacja win-win.

Piotr Wielgomas podkreśla, iż przyszła Ukraina też skorzysta na tym, że jej obywatele nauczyli się w Polsce czegoś nowego. Z drugiej strony mogą oni stać się naszymi ambasadorami, kiedy dojdzie do odbudowy tego kraju. Te ich dobre doświadczenia mogą zwiększyć szanse Polski i polskiego biznesu oraz sektora społecznego na udział w odbudowie ukraińskiej gospodarki, infrastruktury i życia społecznego.

 

Oprac. Zbigniew Gajewski, partner THINKTANK, ekspert w zakresie wpływu nowych technologii na biznes i życie społeczne, autor raportów i analiz makroekonomicznych.

 

 

POWRÓT ↵

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top